W mojej ocenie bardzo dobra pozycja literacka. Biorąc „Continuum” do ręki nie wiedziałam za bardzo czego mogę się spodziewać, literatura fantasy nie leży w moim obszarze zainteresowań. Ale jestem bardzo miło zaskoczona. Autor podejmuje w książce wiele wątków, obnaża pragnienia, które w każdym z nas są mniej lub bardziej ukryte. Podejmuje dosyć trudny wątek skomplikowanych relacji międzyludzkich, podkreślając wagę znaczenia przyjaźni i tym samym wdziera się w duszę czytelnika skłaniając go do głębokich refleksji nad sobą samym. Myślę, że warto sięgnąć po „Continuum”, jako lekcję wiedzy o samym sobie.
Autentyczność postaci, rozterek głównego bohatera, z którymi przychodzi mu się mierzyć, pomieszany z pokusą wpływania na rzeczywistość po to by ukształtować ją według swojego scenariusza dodatkowo uatrakcyjniają prezentowaną historię. Poruszane problemy sfery emocjonalnej są tak rzeczywiste, że każdy znajdzie choć cząstkę siebie w tej powieści.
„Continuum” wywarło na mnie duże wrażenie i na pewno będę polecać powieść Pana Kamila.
Unikam książek fantastycznych, bo życie zapewnia wystarczającą dawkę emocji. Jednak po rozmowie z panią Agnieszką, która wydała powieść swojego męża, zdecydowałam się zaryzykować i bardzo się cieszę, że to zrobiłam. Spędziłam kilka przyjemnych godzin przy dobrej lekturze, którą trochę niesprawiedliwie szufladkuje się jako science fiction. Historia jest spójna, styl lekki, bohaterowie są wyraziści, a książka wciąga. Widać też dopracowanie redakcyjne. Gratulacje dla autora.
2022-02-26
Miłosz Rusiecki
Chyba każdy z nas ma w swoim otoczeniu osobę tak bliską, że jest mu droższa nad wszystkich innych znajomych, koleżanek / kolegów, a nawet nad członków rodziny. Kogoś, o którym mógłby spontanicznie i z głębi serca powiedzieć „dla ciebie zrobiłbym wszystko”. Większości z nas zdarza się czasami tak pomyśleć, znacznie rzadziej - powiedzieć, ale czy kiedykolwiek zastanawiamy się głębiej nad znaczeniem tych słów? Co tak naprawdę oznacza „wszystko”? Oddać wszystko, co posiadam? Narazić zdrowie, a nawet życie? Tylko swoje, czy także innych?
A co zrobilibyście mając w swoich rękach możliwość odwrócenia dotykającej takiego przyjaciela tragedii? Całkowitej zmiany kolei losu, tak, aby nie wydarzyło się coś strasznego i nieodwracalnego? Bez gwarancji jednak, że konsekwencje tej zmiany nie dotkną was samych, rodziny, znajomych, a może całego świata? Mało - bez świadomości nawet, co się stanie i jak daleko sięgną skutki naszych wyborów.
Kamil Brach, z wykształcenia inżynier lotniczy, w swojej debiutanckiej powieści pod nieco paradoksalnym tytułem „Continuum” oraz w jej - jak to się teraz modnie powiada - sequelu „Panta Rhei” wyrusza na poszukiwanie odpowiedzi na jedno z podstawowych pytań stawianych nam przez los. Wyrusza z pełną świadomością, że odpowiedzi najprawdopodobniej nie znajdzie, bo każda odpowiedź oczywista w swej prostocie będzie też w oczywisty sposób błędna. Ale właśnie w tej niepewności, w wątpliwościach, które Autor za pośrednictwem swojego protagonisty przekazuje też Czytelnikowi tkwi sens tych poszukiwań.
Ostrzegam: książka wzięta po raz pierwszy do ręki myli. Piszę w liczbie pojedynczej, bo ten mini-cykl (jest jeszcze związane z obydwoma powieściami opowiadanie) musi być czytany w konkretnej, nieprzypadkowej kolejności, tak więc za pierwszym razem sięgnij Czytelniku po „Continuum”. Myli po pierwsze warstwą wizualną. Autorem ilustracji jest kolega p. Kamila, Jakub Kulecki, tak samo człowiek ze świata techniki lotniczej, lecz o zaskakująco szerokim spektrum pasji, zainteresowań i talentów. Proste rysunki prowadzone czarno-białą kreską utrzymane są w stylizacji komiksowej (proszę nie mylić z karykaturą) i budzą skojarzenia z ilustracjami powieści dla młodzieży z lat 70. ubiegłego wieku. Jednak obie książki nie są z pewnością powieściami dla nastoletnich Czytelników, a jeśli już, to tylko dla tych umiejących poszukać drugiego dna pod powłoką akcji i przygód. Po drugie - myli nas, gdy zaczynamy ją czytać. Wydaje się bowiem, że trafiła się nam książka z gatunku fantastyki naukowej, wykorzystująca dość mocno eksploatowany (żeby nie rzec wyeksploatowany) motyw podróży w czasie. W ciągu tych 126 lat, które minęły od dnia, kiedy Herbert George Wells wysłał swojego anonimowego Podróżnika w Czasie z podlondyńskiego wówczas Richmondu w niezbadaną przyszłość, mogliśmy przeczytać i zobaczyć całą biblio- i filmotekę opowieści o wędrówkach w przyszłość i przeszłość, a nawet o skokach w „temporalny bok”. Korzystający z tych zasobów Czytelnicy i Widzowie potrafią zapewne godzinami dyskutować o potrzebnej do podróży ilości energii, o ryzyku nieokreślonych skutków choćby najdrobniejszych zmian w przeszłości, o niebezpieczeństwie spotkania z inną wersją samego siebie i innych wątkach tej tematyki. „Continuum” myli do tego stopnia, że zdarzyło mi się na jednym ze znanych portali bibliofilskich przeczytać recenzję Krytyka (niech nick jego anonimowym pozostanie), który ocenił ją jako „poślednie polskie science fiction”, jako jedyną zaletę wskazując fakt, że akcja dzieje się nie na Manhattanie, lecz w Warszawie, a bohaterowie mają zwyczajne polskie imiona. Cóż, zapewne Szanownego Krytyka (Szanowną Krytyczkę?) goniły terminy i przeczytał / przeczytała recenzowaną książkę bez głębszej refleksji. Ja nie uważam się za doświadczonego recenzenta, mogę jednak słowem swoim zaświadczyć: uwierz mi, Drogi Czytelniku - to NIE jest, a ściślej nie są książki sci-fi.
Czym zatem są? Hmm, czy naprawdę zachętą do sięgnięcia po przynajmniej jedną z nich jest odpowiednia klasyfikacja gatunkowa? Jeśli jest Ci to, Drogi Czytelniku potrzebne, odpowiedz sobie sam, ale koniecznie dopiero po lekturze. Dla mnie są one - jak wszystkie - opowieścią o życiu.
Nie będę wpadał w przesadę, nie nazwę pana Bracha „odkryciem roku”, nie będę lobbował za wpisaniem Go na listę kandydatów do jakichkolwiek nagród, z „Nike” na czele. Za to z czystym sumieniem recenzenta amatora, który swoje przeżył i sporo przeczytał, polecam Wam obydwie te książki. Także jako dowód, że podział na umysły ścisłe i humanistyczne - jak większość podziałów - istnieje wyłącznie w naszej, mocno stłamszonej, świadomości.
I jeszcze jedno - jak zwykł mawiać porucznik Columbo - jeśli ktoś dotąd tego nie zauważył, to p. Kamil Brach wydał swoje powieści własnym sumptem, bez pośrednictwa któregoś z większych czy mniejszych wydawnictw. Można? Można.