Krew Dahaku Litwinow Rogalski samowydawcy kryminał fantasy

Krew Dahaku - dodatek

Ładowanie
CENA: 0,00 PLN
za
szt.
Czas wysyłki: 24 Godziny
Ładowanie

produkt niedostępny w tej liczbie

dostępna ilość:

dodano produkt

przejdź do koszyka

Krew Dahaku - Monika Litwinow i Mateusz R.M.Rogalski

DODATEK

Witajcie Wędrowcy

Widzimy, że udało wam się dotrzeć do końca naszej przygody. Zaspokojeni? Zaskoczeni? Może rozczarowani?

Zostawcie nam wieść o tym, jak się czujecie, znając przebieg wydarzeń jakie miały miejsce podczas Święta Frykasów.

Jak się zapewne spodziewacie, koniec jednego, często bywa początkiem innego.

A zatem…

Obyście zawsze kroczyli w cieniu

 

Monika Litwinow

Mateusz R.M. Rogalski

Rozdział 35

Riahan stał na skraju zewnętrznego tarasu podniebnego zamku. Ten unosił się wysoko w powietrzu, przez co młody mag miał widok, który za każdym razem zapierał mu dech w piersi. Zresztą, właśnie dla niego przychodził tu zawsze po zakończeniu swojej nocnej opieki nad miastem. Uwielbiał wpatrywać się w niebo, które w oddali zdawało się płonąć, podżegane pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Kontrast z pustynią otaczającą Dahak, wciąż jeszcze śpiącą i przykrytą ciemną zasłoną nocy, potęgował piękno tego porannego spektaklu. To, co widział, wprowadzało go w hipnotyczny trans, zwłaszcza w takie dni jak dziś. Poruszana przez wiatr pustynia zdawała się tańczyć. Nic nie trwa wiecznie – jak mawiało powiedzenie jego rodu. Olbrzymie wydmy pokornie przesypujące się według zachcianek owiewającego je pustynnego wiatru zdawały się być znakomitym potwierdzeniem tych słów.

Elf był już bliski zapomnienia o tym wszystkim, co działo się dzisiejszej nocy w Dahaku. Niestety, unoszący się odór niemal boleśnie przypomniał mu o wydarzeniach, w których po części i on brał udział. Magowie wiatru możliwie skutecznie odpędzali smród z dala od swojej siedziby. Otrzymali oni jednak polecenie, aby wyjątkowo w noc Święta Frykasów nie rozwiewać dymu w mieście. Bardzo szybko doprowadziło to do tego, że Dahak dusił się we własnych oparach. Fetor spalenizny, krwi i śmierci rozprzestrzeniał się z dzielnicy na dzielnicę. Elf wiedział, że ta noc była jedną z tych, w następstwie których dni już nigdy nie będą takie, jakie były.

– Riahan, dobrze, że jeszcze jesteś. – Znajomy głos wyrwał elfa z samotnej zadumy.

Mag przez krótką chwilę wpatrywał się w spektakl malowany przez wschodzące słońce, po czym odwrócił się z wolna. Zobaczywszy zbliżającą się do niego parę elfów, natychmiast się wyprostował. Zaczesał do tyłu zmierzwione wiatrem włosy w kolorze płowego błękitu wpadającego w zieleń. Na jego nieskazitelnie gładkim czole pojawiła się niewielka bruzda.

– Nestorko rodu Su, wybacz, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Ojcze… – Mag skłonił się w pas przed elfką, a następnie skinął w kierunku ojca.

Riahan widział Wai w swoim życiu może ze dwa razy. Elfka zawsze unikała spotkań, pojawiając się tylko na tych, na których jej obecność była obowiązkowa. Mimo to wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał. Długie, ciemnogranatowe włosy swobodnie opadające na ramiona rozjaśniały się na końcu jak wody rzeki spadającej z burzliwego wodospadu. Pociągła i gładka twarz była jedynie ramą dla jej oczu. Te, niczym morska toń, zdawały się hipnotyzować swą głębią i spokojem.

– Nie mam ci czego wybaczać, Riahanie.

Elf nie był pewien, czy to, co dostrzegł, było dyskretnym uśmiechem czy może raczej blaskiem wschodzącego słońca odbijającym się w jej ciemnoniebieskich źrenicach.

– Czy możesz nam, proszę, opisać to wszystko, co wydarzyło się podczas opieki, jaką pełniłeś dziś nad miastem?

Nieprzerwanie zatapiając się w tafli jej oczu, poczuł, jak wypełnia go wewnętrzny spokój oraz uczucie, że mógłby obdarzyć ją nieograniczonym zaufaniem.

– Nie wiem, nestorko, czy tak po prawdzie umiem opisać to, co miało miejsce. – Młody elf zawahał się, poszukując właściwych słów. – Widziałem bowiem jak ulicami Dahaku galopuje chaos, ujeżdżany przez śmierć. – Głęboko zaciągnął się powietrzem. Nawet tu dało się czuć dochodzącą z dołu woń spalenizny. – Ludzkie szczeniaki padały niczym źdźbła trawy rozgniatane kopytami. Rodziców trawił obłęd, a śmierć każdego następnego dziecka była kolejną fiolką oleju podsycającą ten płomień. Jak w amoku szukali na ślepo winnych i atakowali wszystkich napotkanych. Nie baczyli na nic.

– Na nic? – zapytała nestorka, nie odwracając spojrzenia od młodego elfa.

– Tak, na nic. Nie liczyła się płeć, wiek ani rasa. Pierwsze zabudowy elfich dzielnic zostały doszczętnie zniszczone. W całości uratowały się jedynie posesje należące do rodu Talaj. Elfy od razu otoczyły je wysokim na kilkanaście metrów murem z ziemi. W kilku miejscach widziałem wybuchy magicznego ognia, ale nie sądzę, aby magowie tego żywiołu również brali udział w tych walkach. Co najwyżej bronili swojej dzielnicy. Natomiast obszar należący do krasnoludów nadal zżerany jest przez płomienie.

– Płomienie, rozumiem. – Wai kiwnęła z lekka głową. – Czy nic nie dało się zrobić, aby zdusić to w zarodku?

– Z tym pytaniem należałoby się udać do gwardzistów lub egzekutorów, nestorko. Muszę jednak stanąć w ich obronie. – Riahan zamilkł na chwilę. – Tak, ci jako jedyni starali się zapanować nad tym chaosem, choć i ich działania niestety w żaden sposób nie były skoordynowane. Może wynikało to z tego, że brakowało Pierwszego Egzekutora, nigdzie nie byłem w stanie wypatrzeć Narzeza.

– Pierwszy Egzekutor nie żyje.

Łatwość i spokój, z jakim nestorka wypowiedziała to zdanie, sprawiły, że młody elf zastanawiał się przez chwilę nad ich znaczeniem.

– Rozumiem – odparł Elf z wolna, wciąż myśląc nad tym, czego się właśnie dowiedział. – Było kilku egzekutorów wybijających się w walkach. Zwłaszcza w walkach ze smokowcami.

– Smokowcy także walczyli? – zapytała spokojnie, spoglądając na głowę rodu Hava.

Makani od początku rozmowy nie wypowiedział jeszcze ani słowa. Stał, bacznie wpatrując się w syna i chwiejąc z lekka na boki.

– Tak. Tak, jak powiedziałem, w tym chaosie każdy walczył z każdym.

– A widziałeś, aby elfy walczyły z krasnoludami?

– Niee. – Riahan przeciągnął odpowiedź. – Krasnoludy zanadto były zajęte obroną swego terytorium. Tam walki toczyły się z ludźmi, choć miałem wrażenie, jakby to byli w głównej mierze Zbieracze. Ze względu na przeważającą grupę uzbrojonych kalek. No i syҫani, oni także później pojawili się w dzielnicy brodaczy.

– A zatem tylko smokowcy walczyli z egzekutorami. – Wypowiedź Wai nie zawierała miejsca na pytanie. – A z elfami?

– Nie rozumiem? – Elf jeszcze bardziej zmarszczył brwi, lecz nadal nie mógł oderwać wzroku od nestorki.

– Czy smokowcy walczyli z elfami? – Niemal przeliterowała pytanie.

– Taaak. Widywałem i takie pojedynki.

– A czy widziałeś kapłana Kalsoteka, Rokkanta?

– Nieee, nie widziałem. – Elf zawahał się na chwilę, a następnie napiął jak strzała. – Ale, wybacz, nestorko, wszystko działo się tak szybko i na tak rozległym terenie, że trudno byłoby mi ogarnąć to w pojedynkę. Warto zapytać pozostałych opiekunów.

– Oczywiście. – Łagodny ton elfki i jej przeciągłe spojrzenie okiełznały chwilowo zapędy Riahana.

– Był jednak taki moment, kiedy w dzielnicy świątyń dało się czuć niezwykłą emanację mocy.

– Mocy? Nie magii?

– Tak – odparł bez zastanowienia elf.

– A wiesz skąd dokładnie? – Waia wyraźnie chciała poznać szczegóły.

– Niestety nie.

– Makanie! – Nestorka bez emocji przerwała więź, jaką nawiązała z młodym magiem, na co ten wydawał się zwiotczeć. Elfka odwróciła się w stronę głowy rodu Hava. – Czy teraz masz jeszcze jakieś wątpliwości?

– Synu, a po czyjej stronie w tym całym zamieszaniu były Czerwone Kamizelki? – Elf przestał się kołysać i z uśmiechem spojrzał na Riahana.

– Przykro mi, ojcze, nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Widziałem, jak walczyli z ludźmi, ale i z elfami oraz syҫanami. Wydawali się raczej bronić swojej siedziby, aniżeli atakować.

– Rozumiem.

Makani postąpił w przód, ale widząc, że magini żywiołu wody stoi nieruchomo, zatrzymał się w pół kroku.

– Czy teraz rozumiesz moje postępowanie? – zapytała, nie ruszywszy się z miejsca.

– Jedynie częściowo.

– W Dahaku doszło do buntu. Ukazał on słabość straży, egzekutorów, a tym bardziej archonta. Nie byli oni w stanie sobie poradzić, a stacjonujące poza murami miasta wojsko okazało się bezsilne. Taką właśnie wiadomość wysłałam do wszystkich sześciu miast Królestwa Dahaku.

– Dlaczego, Wai?

– Pamiętaj, że nie pchniesz wody, sama płynie. I dlatego tylko potężny przypływ może przywrócić bieg rzeki na stare koryto.

Nestorka skinęła w stronę głowy rodu powietrza. Nie zwracając uwagi na Riahana, uniosła oczy ku górze. Powietrze stało się dżdżyste, a młody elf poczuł wilgoć na twarzy. Nim zdążył przetrzeć powieki, elfka zdematerializowała swe ciało i wraz z deszczem opuściła teren podniebnego zamku.

Przywódca rodu powietrza przestał kołysać się na boki. Wyprostował się i z dumą spojrzał na syna.

– Czy wiesz, czemu miało to służyć?

– Nie.

– Miałeś tu być i słyszeć, że to ród wody wezwał na pomoc pozostałe państwa-miasta. Taka wiadomość rozejdzie się po całym kontynencie, podnosząc rangę Su i wykazując ich zatroskanie dobrem naszego miasta jak i całego królestwa.

– Ojcze, będę milczał, jeśli taka jest twa wola. Nic nie powiem.

– Powiesz – przytaknął spokojnie Makani. – Wszędzie będziesz o tym rozpowiadał i poprosisz innych z rodu, by także o tym mówili. Dlaczego miałbyś taić informację? Byłeś świadkiem, jak Wai Su przyszła do nas skonsultować tę decyzję. Bez rozmów z innymi rodami oczywiście i bez naszej całkowitej aprobaty tego poczynania, ale wciąż to do nas przyszła, a nie do rodu Havy czy Ates.

Riahan przez chwilkę przyglądał się ojcu, lecz ten uciekł już myślami gdzie indziej. Miał odejść, kiedy Makani ponownie przywołał go spojrzeniem.

– Wyjaśnij mi, proszę, dlaczego broniłeś rodu ognia?

Młody elf milczał przez chwilę, a kiedy miał już coś powiedzieć, ojciec go uprzedził:

– Proszę, zastanów się dobrze nad odpowiedzią.

– Ponieważ wydaje mi się, że wiem, który elf odpowiadał za wybuchy magii ognia.

– Tak? – Ojciec przekręcił głowę z zainteresowaniem.

– Amir.

– Syn Lva? Jakoś nie jestem zaskoczony. – Makani pokręcił przecząco głową. – A wiesz może, dlaczego walczył i z kim?

– Tak. Walczył z człowiekiem, który zabił Szilan, córkę rodu ziemi. Najprawdopodobniej to on w ostatnim czasie stał za spaleniami kilku innych osób w Dahaku.

– Rozumiem, a skąd o tym wiesz?

– Podał mi imię konkretnego człowieka, a ja mu powiedziałem, gdzie go może znaleźć. Niejaki Ülser wybierał się do rodu Talaj.

– Morderca córki Tas szedł do ich siedziby? Powiedz mi, czy był magiem?

– Nie sądzę. Używał medalionu z prymitywną magią, wykonanego przez gnomy.

– I przy jego pomocy zabił dziedziczkę rodu ziemi? – Ojciec popatrzył ze zdziwieniem na syna.

– Może dlatego egzekutorzy nie wyczuli tej zbrodni. Ale kontaktował się również ze smokowcami – wystrzelił, przypomniawszy sobie rozmowę z Amirem.

– Czy ktoś jeszcze się nim interesował?

– Ülserem? Zwrócił naszą uwagę, ponieważ często bywał widziany między syҫanami, elfami, smokowcami i zbieraczami.

– Świetnie, do kompletu brakuje tylko egzekutorów i Czerwonych Kamizelek. – Ojciec pokręcił z niedowierzaniem głową.

– Przez pewien czas był najwyżej w hierarchii półelfa Agilla, prawej ręki Onura, nowego przywódcy Czerwonych Kamizelek.

– Rozumiem. – Nestor ponownie odleciał gdzieś z myślami. – Chciałbym, abyś porozmawiał z Amirem. Dowiedz się, skąd wiedział, że to właśnie ten mężczyzna zabił tę elfkę.

– Możliwe, że od strażników. Wtedy, kiedy do mnie przyszedł, był w towarzystwie strażniczki.

– Będziesz umiał ją namierzyć?

– To nie będzie trudne. Jest chyba jedyną óróczką w mieście.

– Óróczką? To ta rasa z północy? Odporna na magię?

– Tak.

– I to wszystko przypadkowo zbiegło się ze Świętem Frykasów, podczas którego doszło do buntu i rebelii?

– Tak. Ludzie nazywają to już Świętem Cierpkich Frykasów. Podobno dzieciaki umierały właśnie od jedzenia rozdawanych darmowych słodyczy.

– Nieprawda. – Riahan pokręcił przecząco głową. – Sam dziś zjadłem salep i to nie jeden.

– Tak, ale tylko ludzkie szczeniaki umierały. Żadne inne dziecko z żadnej rasy nie poniosło śmierci. A nawet jeśli, był to raczej wypadek, niepowiązany z tym co się działo podczas święta.

– Riahan… – Ton głosu ojca spoważniał, powodując, że syn spojrzał na niego z uwagą. – Każdemu rozpowiadaj to, co tu miało miejsce, tak jak ustaliliśmy. Poproś kogoś, aby przyniósł jak najprędzej kilka salepów. Koniecznie wczorajszych! Wybierz opiekuna z zeszłej nocy, który zbierze wspomnienia od wszystkich pozostałych, którzy wtedy czuwali nad miastem. Wyłączając ciebie! Ty natomiast – ojciec wyjął z kieszeni niewielkich rozmiarów kryształ, wewnątrz którego znajdował się żywy płomień – idź porozmawiać z tą óróczką, a następnie z Amirem. W tej kolejności i nie z obojgiem naraz.

– Tak, ojcze. – Syn skinął głową i już miał odejść, kiedy raz jeszcze spojrzał na ojca. – A ty, co zamierzasz?

Riahan szybko się zreflektował, że zanadto sobie pozwolił, zadając to pytanie głowie swojego rodu.

– Ktokolwiek spalił dziedziczkę rodu Talaj, z pewnością nie dokonał tego przy pomocy kuglarskich sztuczek i odpustowego medalionu od gnomów. Prawdziwego płomienia nie zgasisz – ojciec wypowiedział motto rodu ognia, unosząc kryształ. – A zatem musimy sprawdzić u źródła.

Makani cisnął kryształem o podłogę. Płomień, który wystrzelił u jego stóp, był tak gorący, że Riahan bez namysłu odskoczył w tył. Ta chwila wystarczyła, aby strawić ojca. Ogień tak jak wybuchł, tak szybko znikł, nie pozostawiając po sobie niczego poza roztrzaskanym kryształem.

 

Krew Dahaku

Wartość książki: 49 zł

Dahak to najgorętsze miasto na kontynencie, z każdej strony otoczone pustynią.

Pracująca w gwardii przedstawicielka rasy pół ludzi, pół lisów z krainy wiecznych mrozów Yalin dowiaduje się o morderstwie goblina, którego ciało znaleziono w Dzielnicy Świątyń. Nie dość, że na co dzień boryka się z duchotą, upałem i smrodem mieszkańców, to jeszcze teraz musi odnaleźć sprawcę tajemniczych zgonów za sprawą magii znienawidzonego przez nią ognia.

Podczas śledztwa jej ścieżki łączą się ze ścieżkami aroganckiego dziedzica elfickego rodu Ates, Amira, wielbiciela uciech cielesnych i narkotycznego otępienia. To z nim będzie zmuszona związać swój los, w nadziei, że wspólnie rozwikłają zagadkę.

Tymczasem w mieście panuje wrzawa z powodu nadchodzącego Święta Frykasów. Zdaje się, że nikt nie zwraca uwagi na wzrost liczebności i wpływów nowo przybywającej do miasta rasy. Nicie kolejnych bohaterów żądnych władzy splatają się w ciasny supeł i zdaje się, że jedynym rozwiązaniem staje się ogień, trawiący kolejne ofiary.

Krew Dahaku już od pierwszej strony rozpali cię na tyle, że zapragniesz znaleźć się w lodowej komnacie. Niestety, uczucie to nie opuści cię aż do ostatniej kropli upuszczonej tu krwi.

Wróć do świata Ahury Mateusza R.M. Rogalskiego z południowej strony Bezmiaru Błękitu i spróbuj się zmierzyć z zagadką kryminalną od Moniki Litwinow.

Spacer po Dahaku

POZNAJ AUTORÓW

Monika Litwinow

Czarodziejka - Bajkoterapeutka, nauczycielka akademicka, dogoterapeutka, harcerka, wychowawczyni i kierowniczka kolonijna, animatorka, instruktorka jogi imindfulness dla dzieci i młodzieży, terapeutka behawioralna i autorka bajek terapeutycznych.

Całe życie zawodowe związana z pedagogiką i literaturą dla najmłodszych.

Kiedy odwiesza magiczną pelerynę, pisze kryminały dla dorosłych.

Uwielbia aquaparki, wycieczki rowerowe, zabawy z psami i lody pistacjowe.

Mateusz R.M Rogalski

Prawie podróżnik, prawie pisarz, prawie historyk, prawie politologi i prawie pedagog.

Ojciec, partner.

Autor cyklu fantasy Obrońcy Ahury i współautor bajki Zamki i Roboty.

Prezes PSAN „Samowydawcy”, redaktor naczelny czasopisma „Daję Słowo”, redaktor Antologii Samowydawców i założyciel sklepu Samowydawcy.pl

Tytuł: Krew Dahaku
Autor: Monika Litwinow i Mateusz Rogalski
Gatunek: kryminał, fantasy
Ilość stron: 410
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 1.10.2024
ISBN: 9788396272287
Dodaj opinię

Dodaj opinię, dzięki temu również i Ty otrzymasz wiarygodną informację o produkcie

Ładowanie